Szukamy zdrowia na ulicy
W nawiązaniu do Cz. I artykułu zajęłam się ostatnio
zbieraniem informacji dotyczących stricte street foodu.
Eksperymentuję w
domowej kuchni oraz korzystam z dóbr miejskiej gastronomii i mimo oczywistego
faktu, że nie jestem mistrzem patelni ani krytykiem kulinarnym, zdaje się, że
subiektywna ocena kogoś, kto być może jak Wy Drodzy Czytelnicy uważa, że
człowiek dobrze nakarmiony to człowiek szczęśliwy jest o wiele bardziej
wiarygodna i warta potwierdzenia niż kogokolwiek, kto z jedzenia żyje więc
czerpie korzyści.
Osobiście działając non profit przekażę Wam kilka ciekawostek
dotyczących street foodu, pomogę wyjść ze schematu myślenia o tego typu
posiłkach jak o bezwartościowych zapychaczach żołądka, może wyciągnę z rękawa
asa, którym przebiję karty wątpliwości snute względem spożywania ulicznych
dóbr.
Swe korzenie street food zapuścił w czasach starożytnego Rzymu i Grecji. Na ulicach pojawiły się stragany a na ich ladach, ze względu na dostęp Grecji do Morza Śródziemnego oczywiście suszone i wędzone ryby zaś w bogatym Rzymie serwowano zupę z ciecierzycy (przepis) z makaronem lub pieczywem.
Swe korzenie street food zapuścił w czasach starożytnego Rzymu i Grecji. Na ulicach pojawiły się stragany a na ich ladach, ze względu na dostęp Grecji do Morza Śródziemnego oczywiście suszone i wędzone ryby zaś w bogatym Rzymie serwowano zupę z ciecierzycy (przepis) z makaronem lub pieczywem.